- Pani Portilla?- Do Any podszedł lekarz
- Tak.
- Przywieźliśmy go tutaj w ostatniej chwili. Ma ostre zapalenie wyrostka robaczkowego.
- Ostre zapalenie? - Spytała oszołomiona. Po czym z uśmiechem:- Dziękuję! Dziękuję, dziękuję!
- Co panią tak cieszy? Musimy operować zanim zacznie się perforacja .
- Czyli jest pan pewien, że nie został otruty krawatem?
- Mmm... Pani coś piła?
- Wyłącznie szampana! Zapalenia wyrostka nie dostaje się od zjedzenia jedwabiu prawda?
- Ja nie słyszałem o takich przypadkach.- Powiedział spoglądając na Any jak na świra.
- Ani od nie dobrej kolacji?
- To na pewno nie.
- Nawet jakby była na prawdę paskudna?
- Nawet. Gdyby to tak działało musiałbym operować wszystkich swoich pacjentów.
W sali gdzie leżał Poncho:
- Po tym od razu będzie panu weselej- Powiedziała młoda, blond pielęgniarka ze strzykawką do zwijającego się z bólu Poncha leżącego na boku. Użyła broni.
- Auuuu!- Krzyknął Poncho.
- Przynajmniej nie będzie pan czół jak bardzo pan jest chory.
- Właśnie Siostro ten, to... Wycinanie wyrostka to taki bardziej rutynowy zabieg prawda?
- No jasne nic wielkiego- Powiedziała czule.- No oczywiście- Wyjęła szczykawkę.- Każdy zabieg pod narkozą może skończyć się śmiercią pacjenta.
- Dzięki... Od razu mi raźniej.- Do sali weszła Anahi.
- Ma pani minutę. Potem zajmiemy się nim my- Powiedziała Pielęgniarka po czym wyszła.
- Hej- Any
- Hej- Poncho
- Więc jednak Cię nie otrułam- Any
- No właśnie aż się zdziwiłem- Powiedział Poncho z uśmiechem.
- Ja też. Dziwna miesięcznica co?- Poncho kiwnął głową.- Boisz się?
- Ja?! No chyba żartujesz, czego tu się bać?
- No jedziemy na operację- Do sali weszła pielęgniarka z lekarzem.
- Weź mnie za rękę!- Powiedział Poncho. Any ścisnęła jego dłoń i powiedziała:
- Nie martw się! Wyzdrowiejesz. Musisz wyzdrowieć. Co ja to znaczy My byśmy bez Ciebie zrobili?
- Poradzilibyście sobie! Może minęło by trochę czasu ale w końcu nauczyłabyś się używać zapałek.
- Jak się Pan czuje?- Spytał lekarz- Znieczulenie zaczyna działać?
- Wie Pan... Z tej odległości ciężko ocenić.
- Zanim zaczniemy muszę Pana uspokoić. Usunięcie wyrostka to prosty rutynowy zabieg oczywiście każdy zabieg pod narkozą może skończyć się śmiercią pacjenta.
- To Ty wybrałaś ten szpital?- Poncho spytał Any.
- Nie martw się. Zostanę z tobą do samego końca- Any. Poncho pobladł. - Tzn. Do końca operacji.- Ann się poprawiła.- Aż Cię wywiozą- Poncho się przeraził.- Ale żywego, żywego!
- Posłuchaj. Gdyby coś poszło nie tak...- Poncho
- Zaraz będzie po wszystkim! Tzn...
- Wiem, wiem, wiem, ale gdyby jednak nie...- Pielęgniarka odsunęła łóżko na kółkach.- Jeszcze nie! Gdyby coś poszło źle zaopiekuj się May, jesteś dla niej jak siostra.
- Bez względu na wszystko możesz na mnie liczyć.
- Gdyby nie ty nigdy nie kupiłbym sobie stanika.- Any spojrzała na niego dziwnie.
- Odbija mu. Narkoza zaczyna działać.- Powiedział lekarz do Anahi. Pielęgniarka odciągnęła łóżko.
- I jeszcze jedno: Kocham Cię Anahi!- Lekarz, pielęgniarka i Poncho odjechali. Any przez chwilę normalnie stała, a po chwili dotarły do niej słowa Poncha "Kocham Cię Anahi". Szybko dogoniła lekarzy.
- Zaraz, chwileczkę. Co On powiedział? - Łóżko zatrzymało się- Możesz to powtórzyć? Poncho, Poncho- Any próbowała dobudzić śpiącego Poncha.- Poncho obudź się, obudź się, Poncho obudź się no!- Klepała go po policzkach.
- Większość pacjentów woli przespać chwilę w której przecinamy im brzuch.- Powiedział Lekarz
- Coś w tym jest- Powiedziała Any i zaczęła poprawiać koszulę nocną Poncha.- Ćciiii, ciii. - Poncha zawieźli na operację.
__________________________________________________________________
