niedziela, 30 grudnia 2012

50 rozdział " Kocham Cię Anahi!"

  W szpitalu:
- Pani Portilla?- Do Any podszedł lekarz
- Tak.
- Przywieźliśmy go tutaj w ostatniej chwili. Ma ostre zapalenie wyrostka robaczkowego.
- Ostre zapalenie? - Spytała oszołomiona. Po czym z uśmiechem:- Dziękuję! Dziękuję, dziękuję!
- Co panią tak cieszy? Musimy operować zanim zacznie się perforacja .
- Czyli jest pan pewien, że nie został otruty krawatem?
- Mmm... Pani coś piła?
- Wyłącznie szampana! Zapalenia wyrostka nie dostaje się od zjedzenia jedwabiu prawda?
- Ja nie słyszałem o takich przypadkach.- Powiedział spoglądając na Any jak na świra.
- Ani od nie dobrej kolacji?
- To na pewno nie.
- Nawet jakby była na prawdę paskudna?
- Nawet. Gdyby to tak działało musiałbym operować wszystkich swoich pacjentów.

  W sali gdzie leżał Poncho:
- Po tym od razu będzie panu weselej- Powiedziała młoda, blond pielęgniarka ze strzykawką do zwijającego się z bólu Poncha leżącego na boku. Użyła broni.
- Auuuu!- Krzyknął Poncho.
- Przynajmniej nie będzie pan czół jak bardzo pan jest chory.
- Właśnie Siostro ten, to... Wycinanie wyrostka to taki bardziej rutynowy zabieg prawda?
- No jasne nic wielkiego- Powiedziała czule.- No oczywiście- Wyjęła szczykawkę.- Każdy zabieg pod narkozą może skończyć się śmiercią pacjenta.
- Dzięki... Od razu mi raźniej.- Do sali weszła Anahi.
- Ma pani minutę. Potem zajmiemy się nim my- Powiedziała Pielęgniarka po czym wyszła.
- Hej- Any
- Hej- Poncho
- Więc jednak Cię nie otrułam- Any
- No właśnie aż się zdziwiłem- Powiedział Poncho z uśmiechem.
- Ja też. Dziwna miesięcznica co?- Poncho kiwnął głową.- Boisz się?
- Ja?! No chyba żartujesz, czego tu się bać?
- No jedziemy na operację- Do sali weszła pielęgniarka z lekarzem.
- Weź mnie za rękę!- Powiedział Poncho. Any ścisnęła jego dłoń i powiedziała:
- Nie martw się! Wyzdrowiejesz. Musisz wyzdrowieć. Co ja to znaczy My byśmy bez Ciebie zrobili?
- Poradzilibyście sobie! Może minęło by trochę czasu ale w końcu nauczyłabyś się używać zapałek.
- Jak się Pan czuje?- Spytał lekarz- Znieczulenie zaczyna działać?
- Wie Pan... Z tej odległości ciężko ocenić.
- Zanim zaczniemy muszę Pana uspokoić. Usunięcie wyrostka to prosty rutynowy zabieg oczywiście każdy zabieg pod narkozą może skończyć się śmiercią pacjenta.
- To Ty wybrałaś ten szpital?- Poncho spytał Any.
- Nie martw się. Zostanę z tobą do samego końca- Any. Poncho pobladł. - Tzn. Do końca operacji.- Ann się poprawiła.- Aż Cię wywiozą- Poncho się przeraził.- Ale żywego, żywego!
- Posłuchaj. Gdyby coś poszło nie tak...- Poncho
- Zaraz będzie po wszystkim! Tzn...
- Wiem, wiem, wiem, ale gdyby jednak nie...- Pielęgniarka odsunęła łóżko na kółkach.- Jeszcze nie! Gdyby coś poszło źle zaopiekuj się May, jesteś dla niej jak siostra.
- Bez względu na wszystko możesz na mnie liczyć.
- Gdyby nie ty nigdy nie kupiłbym sobie stanika.- Any spojrzała na niego dziwnie.
- Odbija mu. Narkoza zaczyna działać.- Powiedział lekarz do Anahi. Pielęgniarka odciągnęła łóżko.
- I jeszcze jedno: Kocham Cię Anahi!- Lekarz, pielęgniarka i Poncho odjechali. Any przez chwilę normalnie stała, a po chwili dotarły do niej słowa Poncha "Kocham Cię Anahi". Szybko dogoniła lekarzy.
- Zaraz, chwileczkę. Co On powiedział? - Łóżko zatrzymało się- Możesz to powtórzyć? Poncho, Poncho- Any próbowała dobudzić śpiącego Poncha.- Poncho obudź się, obudź się, Poncho obudź się no!- Klepała go po policzkach.
- Większość pacjentów woli przespać chwilę w której przecinamy im brzuch.- Powiedział Lekarz
- Coś w tym jest- Powiedziała Any i zaczęła poprawiać koszulę nocną Poncha.- Ćciiii, ciii. - Poncha zawieźli na operację.
__________________________________________________________________

środa, 26 grudnia 2012

49 rozdział " Jak ty nic nie wiesz o modzie..."

 Poncho miał dzisiaj dyżur kuchenny ze względu na to że May wzięła sobie urlop . 
  W czasie śniadania:
- Proszę bardzo zupa mleczna według twojego tajnego przepisu- Poncho postawił przed May talerz z "czymś" 
- Ej ale to wgl nie jest zupa- Udzielił się Chris
- Na tym polega mój tajny przepis- May
- Cześć!- Do kuchni weszła Any
- Chwila napięcia... jaką egzotyczną zachcianką Anahi zaszokuje dziś świat?
- Może być sok pomarańczowy i sałatka owocowa.
- Wiedziałem, że mogę na Ciebie liczyć.- Powiedział Poncho i odkrył spod pojemnika sałatkę owocową i sok. Any uśmiechnęła się. Wzięła szklankę i łyżeczkę, uderzyła parę razy, by przedmioty zadzwoniły i powiedziała:
- Chciałabym wam coś zakomunikować.- Any
- Poznałaś wysokiego, przystojnego hiszpana i we wtorek emigrujesz do słonecznej Barcelony?- Dul
- Nie zupełnie- Any
- Środę?- Dul
- Jak dobrze wiecie zbliża się pierwsza miesięcznica dnia, w którym to założyliśmy nasz zespół. Dlatego chcę was wszystkich zaprosić  na uroczystą kolację.
- Super!- Dul
- I za to Cię lubię- Chris
- Ouu Any.- May.
- Proponuję jutro.- Any
- Nie ważne byle mieli ładnych kelnerów.- Mówiła Dul by wkurzyć Uckera.
- Długo zastanawiałam się nad wyborem restauracji. Myślę, że jeśli ma być naprawdę uroczyście to zjemy u nas! I to ja coś ugotuję!- Powiedziała zadowolona Any
- Ja nie dam rady, razem z Chrisem jedziemy do mojej matki w sprawie ślubu.- May rzuciła mu porozumiewawcze spojrzenie.
- No właśnie.- Chris
- No to niech będzie piątek za tydzień!- Any
- Za tydzień mam wybory mistera mokrego podkoszulka- Chris. Wszyscy popatrzyli na niego krzywo.
- Oczywiście musisz tam iść- Any
- A jak inaczej mam wygrać?- Chris
- Dobrze, piątek za dwa tygodnie- Any
- Za dwa tygodnie jestem umówiony na kręgle- Ucker
- Ale ja na prawdę chcę zrobić dla was kolację...- Mówiła smutna Any. Nagle dorzuciła- Za miesiąc?
- To bez sensu, żebyście przeze mnie i Chrisa tyle czekali- May.- Umawiajcie się na ten piątek a my z Chrisem wyślemy wam smsy z Monterrey.- May zbliżyła się do Poncha i powiedziała ciszej- Z życzeniami powrotu do zdrowia.- May wyszła.

  Następnego dnia o godzinie 14 Any siedziała w kuchni. Miała wkręcony niebieski krawat w maszynkę od mięsa. 
- Anahi! Anahi!- Poncho stał przed wejściem do kuchni, w którym Any wywiesiła tabliczkę "nie wchodzić"
- Zajęte!- Usłyszał Poncho ze środka.
- Na pewno wszystko w porządku?
- Szykuję uroczystą kolacjęę!- Powiedziała Any w skowronkach.
- Wieeem! I dlatego się martwięęę!
- Wszystko pod kontrolą!- Powiedziała usiłując wyciągnąć krawat z maszynki.
- Rozgryzłaś już jak działa maszynka do mielenia?
- Błagam! Moja babcia była kucharką! Myślisz że nie poradzę sobie z czymś takim?
- Po prostu się martwię.- Poncho odszedł. Od kuchni. W salonie na kanapie siedziała Dul i przeglądała gazety.- A to co myślę zachowam dla siebie.

- Any zapisałam się na motocyklowy kurs prawa jazdy!- Powiedziała Dul cała w skowronkach wchodząc do kuchni od razu po odejściu Poncha. Po za tym ruszyła nowa akcja "Pomóż, bo kiedyś ty możesz być w potrzebie" tak mnie wzruszyła reklama, że  wypełniam kartę dawców genów. Chcesz się na coś załapać? Wątroba, nereczki.- 
- Naprawdę nie widzisz że wkręciłam się w maszynkę do mięsa?- Any
- Każdy ma jakieś hobby- Dul
- Pomożesz mi czy nie?- Any
- Any... Jesteś moją przyjaciółką i wiem, że masz zdolności w wielu kierunkach , ale żadnym z nich nie jest gotowanie.- Dul wyjęła nożyczki i przecięła krawat.- Przestań się wygłupiać i poproś May o pomoc zanim wytrujesz cały zespół, albo wpadniesz do sokowirówki.
- Nie. Maite gotuje nam codziennie.
- I po tym wszystkim, tak jej się odpłacasz- Dul wyjęła kawałek poćwiarkowanego krawatu. 

- Siema- Ucker wszedł z napakowanym plecakiem do pokoju Poncha. - Pamiętasz ten weekendowy obóz przetrwania?
- Ten na który nie chciałeś jechać, bo nie bawi cię jedzenie szyszek i załatwianie potrzeb fizjologicznych do dołu pewnego igliwia?- Poncho
- Chyba jednak pojadę.
- Jesteś pewien? Trzy dni bez... No wiesz. To jednak trochę długo.- Poncho. Ucker otworzył plecak i wyjął rolkę papieru toaletowego.
- Jestem gotowy na wszystko. A co do was to nie martwcie się Dul właśnie poszła kupić tabletki i zioła. 
- Skąd ta nagła zmiana światopoglądu?
- Zrozumiesz gdy zjesz kolację. No to ja się zbieram. Nie długo będzie autobus naszej drużyny. Powiedz Any, że nie miałem wyboru.

- Wszyscy żyją?- Spytał Poncho wchodząc do kuchni w której były Any z Dul.- Nie, no jestem pod wrażeniem. Mięso zmielone, ciasto zagniecione. - Po czym szybko zapytał:
- Co ci sie stało w krawat?
- Nic. Taki fason.- Any
- Jak ty nic nie wiesz o modzie...- Dul
- Ucker nie zje dziś z nami kolacji, wybrał obóz przetrwania.- Poncho
- Wcale się nie dziwie- Dul
- Dobrze... Czyli kolację zjemy w dojrzałym gronie.- Any.

  Wieczorem wszystko było gotowe. Any zapalała jeszcze świece zapalniczką. Wyglądała tak:


  Przyszedł Poncho w garniturze.
- Nieźle, punkt 20 wszystko gotowe. Stół i sałatki... super.
- Dziękuję. Ty też wyglądasz dobrze.
- Dzięki. Nawzajem.
- Dziękuję.- W tym czasie do mieszkania weszła Dul w starych jeansach, koszuli i kaloszach. W ręku miała wiadro i latarkę.
- Wszystkiego naj z okazji miesięcznicy!- Powiedziała. Poncho zaczął się śmiać.
- Dulce! Rozumiem, że na kolację jakby rodzinną nie obowiązuje strój wieczorowy, no ale chyba to już jest przesada?- Any. Dul włączyła latarkę i powiedziała:
- Dostałam lepszą ofertę. Idę na raki.
- Na co?- Any
- Takie małe zwierzątka ze szczypcami. Świecisz im latarką po oczach, one robią "aaa!" , a ty myk ładujesz je do wiadra. Potem ognisko, kociołek, wino i śpiew.
- Wiem o co chodzi! Dul, nie rób sobie ze mnie jaj! To jest nasza wspólna miesięcznica. Jak pójdziesz, nie spróbujesz mojej pieczeni po jezuicku.
- Widzisz. Same plusy. A po za tym be ze mnie będzie się wam przyjemniej... no obchodzić.
- Ta kolacja to wyraz sympatii w Waszym kierunku. Ale dobra idź na te raki.
- Dzięki!- Dul wyszła z mieszkania. Na klatce schodowej zrzuciła z siebie koszulę pod którą kryła się normalna tunika. Następnie zdjęła spodnie, pod którymi były leginsy. Zeszła na dół do ochroniarza.
- Eryk! - Zawołała młodego mężczyznę, który tej nocy miał dyżur przy ochronie apartamentów. 
- Już idę! - Eryk podszedł do Dul i wręczył Dul jej koturny. 
- Jejku wielkie dzięki za te ubrania i gumowce! Uratowałeś mój brzuch przed zatruciem!
- Nie ma sprawy, jak jeszcze kiedyś będziesz się chciała urwać to chętnie pomogę- Powiedział z uśmiechem.
- Dzięki jesteś wielki- Dul pocałowała Eryka w policzek i wyszła na miasto.

- To co zostaliśmy we dwoje- Any
- Na to wygląda- Poncho
- No to może napijemy się szampana?
- No jasne! Czasem trzeba zaszaleć.
- Nie codziennie obchodzi się miesięcznice prawda?
- Zwykle raz w miesiącu.- Poncho. Any zaczęła otwierać szampana.- Jakbyś mogła to we mnie nie celuj.- Dodał Poncho.
- Daj spokój. Chyba umiem otworzyć szampana.
- bummm- korek wycelowała w małą starą lampę, która oświetlała całe pomieszczenie. W salonie zrobiło się trochę ciemno, bo 3 świece nie były w stanie go oświetlić.
- Nie no wiesz. Bardzo miła inicjatywa, naprawdę. Ale jak chcesz zrb nastrój to na ścianie jest włącznik.
- hym. No to może lepiej ty nalej- Any wręczyła Ponchowi butelkę i włączyła światło. Poncho nalał szampana do kieliszków.
- Niezły strzał tak wgl.
- Heh dziękuję. - Zaczęli jeść.

- No i jak smakowało Ci? Ale szczerze- Spytała Any gdy zjedli.
- Na pewno bardziej niż się spodziewałem.
- Naprawdę?! Chcesz dokładkę?!
- Nie! ...- Po czym dodał milej: Już więcej nie dam rady. 
- Nie smakowało Ci.- powiedziała z fochem Any.
- Ale przysięgam wszystko było bardzo dobre. Tylko w pasztecie znalazłem takie niebieskie nitki co to za składnik?
- A co ci podpowiadają kubeczki smakowe?
- Rękaw z bawełny.
- O wypraszam sobie. To był krawat ze 100% jedwabiu.
- Widać moje podniebienie nie rozróżnia materiałów włókiennych.
- Wybaczam ci. O właśnie leci moja ukochana piosenka. -> 
http://www.youtube.com/watch?v=rJl34yQDOck
-  Zatańczymy?
- Da się do tego tańczyć? 
- Żartujesz sobie? Do każdej piosenki się da.- I zatańczyli. Gdy skończyli straszny ból złapał Poncha.
- Auuu, aoo.. Matko.
- Co się stało?
- Boli
- Co cię boli? Głowa? noga?
- Brzuch, chyba za dużo zjadłem, aaa!
- Boże! Otrułam Cię! To pewnie ten krawat. Albo to mięso co spadło na podłogę, a potem kot sąsiadki je lizał! Och! Dzwonię po pogotowie! I bez dyskusji! To nie czas na pokazy męskości! Jesteś bardzo chory! Musi cię zbadać lekarz! I nie chcę słyszeć żadnych tam "nic się nie stało, jestem twardym facetem" w takich sytuacjach trzeba przełknąć dumę i...
- Możesz wreszcie zadzwonić po tego lekarza?
- Słusznie! Gdzie jest moja komórka? Gdzie jest moja komórka?!
- Ostatni raz widziałem ją w kuchni.
- Nie, nie, nie zostawie cię! - Any wzięła Poncha za ramię i pociągnęła go w stronę kuchni. W tym czasie przyszła lekko podpita Dul już w swoim ubraniu.  Nie nawalona, bo nie znalazła żadnej ciekawej imprezy.
- Przeklęte raki wszystkie pouciekały. - Wykrzyczała tak żeby każdy był pewny, że była na rakach.-  Zostało coś do jedzenia?- Spytała w salonie.
- Oooo, Ooooch.... Dłużej nie wytrzymam!- Stękał Poncho. Wszytko słyszała Dul . "skojarzenia".
- Wytrzymaj! Jeszcze... Jeszcze tylko chwilkę! uchh, ooh...- Dul otworzyła szeroko buzie i zakryła ją dłonią
- Anyyyy...
- Poncho.. Ooohh...Poncho!
- Ooo, och, ooo, aaao...
- Wszystkiego najlepszego z okazji miesięcznicy.- Powiedziała cicho nie mogąc powstrzymać się od śmiechu, poszła do swojego pokoju na palcach.
__________________________________________________

wtorek, 25 grudnia 2012

48 rozdział " Nigdy bym nie pomyślała, że oni mogą być razem."


- O, a więc ty jesteś wybrańcem mojej córki.  Maite Beorlegui. Jestem matką Maite.- Podała rękę Chrisowi.
- Christian Chavez Portilla, bardzo mi miło.- Chris pocałował dłoń.
- Mamo, tato wejdźcie do salonu.- May. Wszyscy usiedli na wielkiej kanapie.
- Chris studiujesz?- Spytała Beorlegui.
- Nie, chodzę do szkoły zawodowej.
- Na jaki kierunek?
- Mechanika.
- A czym zajmują się twoi rodzice?
- Yyy... Mama pracuje za granicą ma hotel.
- No, a ojciec?- Spytała
- Ma firmę budowlaną.
- A ty pracujesz?
- Tak czasem dorywczo w zakładzie mechanicznym.
- A gdzie teraz mieszkasz?
- Teraz tutaj razem z chłopakami.
- A dziewczyny?
- Ich mieszkanie jest zalane i jest remont. To nasze przyjaciółki, a Anahi to moja siostra- Chris pokazał na blondynkę. Any się nie śmiało uśmiechnęła.
- No cóż skoro jesteście narzeczonymi to czas iść po sukienkę ślubną. Dziewczyny szykujcie się.- Rozkazała mama May.
- Ale my nie planujemy jeszcze ślubu!- Chris i May.
- Nie szkodzi już ja wam zaplanuję.

  Matka May z Any, Dul i May poszły na zakupy. Wróciły wieczorem z sukienką. Schowały ją, a następnego dnia mama Maite zaczęła ustalać datę ślubu mimo sprzeciwu dosłownie " wszystkich" 
  Any rozmawiała z Santosem przez telefon. Umówili się na spotkanie w kawiarni, a raczej Santos zaprosił Any.
- Hej, cieszę się że przyszłaś.- Powiedział Santos na miejscu.
- Cześć, niby dlaczego miałam nie przyjść?
- No nie wiem. Muszę ci coś powiedzieć.
- Ej to Maks tam siedzi?- Przerwała Any.
- No faktycznie.
- Chodźmy do niego.
  Any usiadła obok Maksa był zdołowany, zły i łza spływała mu po policzku. 
- Maks co się stało?- Spytała.
- May... Nie wiedziałam, że ma narzeczonego.. I to twojego brata!
- Ja też nie mogę w to uwierzyć, ale czemu się martwisz?
- No bo... Bo ona. Ona mi się podoba. A ja chyba się zakochałem. To cholernie boli!
- Zakochałeś się w Maite?- Spytała zszokowana Any.
- Tak. Niestety. Co ja teraz zrobię? Już nic z tego nie będzie.
- Nie, nie przejmuj się. Ich związek nie ma przyszłości mój brat nie dorósł do dziewczyny a co dopiero do ślubu?! Ja nie wiem co im strzeliło do głowy, jeszcze ta matka May...
- Nie wiem. Pójdę już. Muszę wam na nowo zaprojektować pokój.
- Okej, trzymaj się.
- No cześć.

- Chcę ci coś powiedzieć- Santos
- Biedaczek- Mówiła Any jedząc lody.
- O czym mówisz?- Santos się speszył.
- Nigdy bym nie pomyślała, że oni mogą być razem.
- Ale kto?
- No Chris z May. 
- Ja nawet o tym nie wiedziałem. Kiedy się dowiedzieliście?
- Powiedzieli nam wczoraj. Zamurowało mnie to. On ją skrzywdzi! Nie mogę dopuścić do tego ślubu!- Postanowiła Any.
- Ślubu?! 
- Tak ich matka chce ślubu. Nawet kupiliśmy sukienkę i już jest ustalona data! 
- Co, na kiedy?! Wiesz co? Najlepiej powiedz im prosto co myślisz. Porozmawiaj z nimi.
- Jakoś na wiosnę nie pamiętam dokładnie. Myślisz?
- Tak! Gdy z nimi porozmawiasz wszystko będzie jasne i rozwiejesz wątpliwości
- No chyba masz rację. Wiesz, że kocham Cię jak braciszka.
- Aaa.. No, no wiem. Ja ciebie też.
- Chciałeś mi coś powiedzieć?
- A to nic ważnego.
- Mów!
- Na prawdę, nie.
- Masz mi powiedzieć, albo się obrażę!
- Yy... No to tak. Valeria ze mną zerwała. Powiedziała mi o wszystkim. Dowiedziałem się, że nie byłaś ze mną szczera. Dlaczego mi nie powiedziałaś, że ona mnie zdradza na dodatek z Ponchem? Ale nie ważne. Valeria postanowiła opuścić miasto. Postanowiła się zrehabilitować i wyznała prasie, że to wszystko było brednią i tak na prawdę się ukrywaliśmy i ja nie jestem gejem. Ale nie to chciałem Ci powiedzieć. Any wiem, że kochasz mnie jak braciszka i że jesteśmy przyjaciółmi- Any nie wiedziała do czego zmierza Santos.- Ale ja Cię kocham!- Santos pocałował Any. Całowali się przez około 50 sekund.
- Santos. Ostatnio zerwaliśmy z Michelem. Wiedziałeś o tym?
- Właściwie to nie.
- Aha. Nie wiem czy powinnam się teraz z kimś wiązać. Wiem, że jesteś wspaniałym chłopakiem, ale to chyba nie najlepszy moment dla mnie. Jesteśmy przyjaciółmi nie psujmy tego. Za bardzo Cię lubię. Kocham Cię, ale jak przyjaciela. Możemy spróbować, ale nie teraz dobrze?- Właściwie to nie chodziło jej o Michela z którym była tylko dlatego, że Poncho był z Valerią tylko o to, że kochała Poncha i jak na razie nie chciała się wiązać. Poncho jest wolny. To szansa dla nich.
- Okej jasne rozumiem Cię i przepraszam za to. Tylko się wygłupiłem.
- Nie wygłupiłeś. Bardzo dobrze, że mi to powiedziałeś. Nie jednemu facetowi brakuje twojej odwagi. Tak w ogóle to pojutrze mija pierwsza miesięcznica od kiedy stworzyliśmy zespół! Mam zamiar przygotować kolację. Ale nic nikomu nie mów! Może wpadniesz?
- Nie, dzięki to wasza miesięcznica.- Powiedział lekko się uśmiechając. - z resztą od jutra nakręcam nowy film.
- Na prawdę? To świetnie! Ja lecę. - Any przytuliła Santosa.- Pa.
- Do zobaczenia. 
Any poszła.
- Boże, jestem idiotą.- powiedział sam do siebie.

______________________________________________________

sobota, 22 grudnia 2012

47 rozdział "Oto Christian, mój narzeczony."

  May wróciła do swojego pokoju. 
- Chris do cholery, czemu siedzisz na moim łóżku?!- Spytała wkurzona May.- I czemu grzebiesz w mojej komórce?!
- Nie, nie bij! Ja, ja tylko chciałem sprawdzić czy masz jakieś gry!- Powiedział zasłaniając głowę.
- Co?! Idioto po co ci to?!
- Tak wgl Rodzice do ciebie dzwonili!
- Daj mi telefon muszę do nich zadzwonić.- Chris podał jej komórkę. May wykręciła numer.

- Hej mamo, dzwoniłaś.
- O witaj tak dzwoniłam, ale odebrał twój chłopak i powiedział że właśnie sprzątasz z koleżankami. Wgl powiedział że mieszkacie razem w jednym mieszkanku. - May zamroziła wzrokiem Chrisa.
- To jest duże mieszkanko, apartament, mamo. Ale co!? Jaki chłopak?!
- Kochanie, Christian. Meksyk źle na ciebie działa, jak można nie pamiętać imienia swojego narzeczonego?
- Ale my nie... - May opadła szczęka ze zdumienia co narobił brat Any.
- Nie ważne właśnie jedziemy do was z Ojcem. Christian powiedział gdzie mieszkacie. Nie ma opcji, że was nie będzie czy coś!  Bardzo dobrze, że apartament to znaczy, że chłopak na poziomie. Trochę się gniewam o to, że nic mi nie powiedziałaś, ale nie ważne. Będziemy za 10 minut.
- Co, ale jak...
- To do zobaczenia. A nie jeszcze jedno! Mam nadzieję, że nie popełniłaś tego błędu co ja i wybrałaś faceta z kasą. No to kończę. Buziaczki! 
- Yyy.. Pa- Powiedziała oszołomiona May odkładając komórkę.- O nie... Tego już za wiele! 
Ty gnido powiedziałeś mojej mamie, że jesteśmy narzeczeni?!- Powiedziała May skacząc na Chrisa. Razem runęli na łóżko. May usytułowała się i usiadła na nim tak, że był pomiędzy jej nogami. Złapała go na nadgarski i patrząc mu prosto w oczy zmarzłymi oczami mówiła: 
- No gadaj! Jak mogłeś! Ty imbecylu! Co ja teraz powiem mojej mamie?! Że mn rzuciłeś?! Będzie tu za 10 minut! Jak jej to powiem wyśmieje mn i powie że jestem głupia bo nie umiem utrzymać przy sobie faceta, a jak znowu powiem, że cię nie ma to będę to musiała ciągnąć! Znowu jak powiem, że ja cię rzuciłam to też będę głupia! Nie wiadomo dlaczego!
- To nie możesz po prostu powiedzieć, że to była ściema? Bazowałem i tyle!
- Tak?! Bazowałeś?! Ty idioto zaraz zobaczysz co wyszło z tego twojego bazowania.- May waliła go pięściami. Chris złapał jej ręce i przewrócił na drugą stronę.
- To nie mój problem, skąd mogłem wiedzieć, że masz taką poważną matkę i weźmie to na serio!?- Do pokoju weszła nie zauważona Any. Po tym May:
- A ty byś nie wziął?! Ty idioto jak możesz tak spokojnie o tym mówić! Zmarnowałeś mi kawał życia!!Teraz będziemy parą! Sam nas w to wpakowałeś! Jesteśmy parą i koniec kropka!- Any zamarła. Po chwili wybiegła z pokoju. May i Chris to zauważyli. -Trzeba im to powiedzieć!- Powiedziała May i wyszła z pod Chrisa.

- Ludzie, ludzie!- Any wparowała do salonu gdzie Dul, Ucker i Poncho oglądali jakiś horror.
- Nie przerywaj jest ważna scena!- Dul
- Ale to jest ważne!!!- Any nie czekała- Chris i May chodzą ze sobą. Chyba!
- Co!? Żartujesz!- Powiedzieli w trójkę.
- Nie! Weszłam do pokoju, a oni mówili że od teraz są parą!

- Albo potem im powiemy, bo jeszcze nie będą umieli kłamać i co dopiero?!- May
- Dobra jak tam chcesz, ale przecież Any słyszała?
- Zobaczymy. - I poszli do salonu.

- O idą! Może nam powiedzą!- Any usiadła na kanapę.
- Yyy mamy wam coś do powiedzenia.- May
- No.- Chris
- O co chodzi?- Dul
- No bo... Ja i Chris... My... - W tym momencie zadzwonił dzwonek.
- Chodzicie ze sobą?- przeszła do konkretu Any
- Yyyy noo... Ja pójdę otworzyć- May
- Dobra ja powiem- Chris- Jesteśmy parą.
- Co ale że jak?! Przecież sie nie lubicie!- Ucker.
- Z tego czego nauczyłam się na biologii na magnesach to dwa te same kolory odciągają sie, a odwrotne przyciągają.- Any
- Yyy? Możesz jaśniej?- Reszta.
- No, przeciwieństwa przyciągają się!- Any
- Aaaa...- Poncho- Czyli z nienawiści do miłości jeden krok.
- Właśnie!- Any.
- Dobra idę otworzyć to moi rodzice!- May.

- Maks co tu robisz?- Spytała May
- Y miłe przywitanie. Byłem umówiony z Uckerem. Popsuła mu się gitara i miałem naprawić.
- A to wchodź. Wiesz jesteś nie obliczalny. Kolejne zdolności?- May już zamykała drzwi kiedy:
- No witaj córciu! Gdzie ten twój pierścionek zaręczynowy? Z brylantem?- Przywitała się Matka.
- Yyy... Zostawiłam w łazience.
- No to idź po niego! I po swojego księcia!- Powiedziała Matka.- O to pewnie on!- Kobieta z Ojcem weszli do mieszkania. Miło mi poznać. Jestem Mamą Maite.- Powiedziała i podała Maksowi rękę do pocałowania.
- Maksymilian Sandoval.- Przedstawił się i ucałował dłoń- Mi również miło poznać.
- Oh, zawsze wiedziałam, że moja córka ma dobry gust. Ale jak to. Nie ma pan na imię Christian?
- Nie, nazywam się Maksymilian- Do przedpokoju przyszła May z Chrisem.
- Mamo poznaj oto Christian, mój narzeczony.- Maks cały się zagotował, a w jego serce jakby ktoś wbił nuż.
- Yyy... To ja już pójdę. Do widzenia.- Powiedział i wyszedł.
- Ale Maks, przecież miałeś pomóc Uckerowi! - Powiedziała za nim May, ale Maks już nic nie usłyszał, był załamany z tego co się dowiedział.
_____________________________________________


niedziela, 16 grudnia 2012

46 rozdział "Jak cudownie że rodzi się w was miłość"

 To jeden z moich ulubionych rozdziałów :D Mam nadzieję, że wam też przypadnie do gustu xD
˛˛˛˛˛˛˛˛˛˛˛˛˛˛˛˛˛˛˛˛˛˛˛˛˛˛˛˛˛˛˛˛˛˛˛˛˛˛˛˛˛˛˛˛˛˛˛˛˛˛˛˛˛˛˛˛˛

Any i Poncho szykują sobie jedzenie:
- Any dzięki, że ze mną porozmawiałaś, zrobiło mi się lepiej.- Poncho.
- Wybaczysz jej? Będzie między wami tak jak wtedy?- Any
- To nie jest kwestia wybaczenia, ale nie, nie wrócę do niej.- Any opuściła widelec. Na jej twarzy pojawił się wielki smajl xD
- Wszystko dobrze?- Poncho. Any wróciła do normy.
- Nie nic, jesteś taki silny, ale ja cię  popieram, to twoja decyzja. - Do kuchni weszły May i Dul. Poncho przytulił Any i dał jej buziaka w policzek. Any znowu miała smajla. 
- Dzięki- Powiedział i wyszedł. Do Any podbiegły Dul i May i zaczęły piszczeć. Any odwróciła się od tych wariatek.
- Co to było!?- May
- Co sie stało? Opowiadaj!- Dul
- Nic się nie stało, nic.- Any
- Jeśli nic się nie stało to czemu masz taką minę?- Dul
- Jaką znowu minę?- Any zakryła twarz rękoma.
- Jak cudownie że rodzi się w was miłość- May
- Jesteście szalone nic tu się nie stało- Any
- Nie jesteśmy szalone i widziałyśmy co robiłaś z Poncho, nie zaprzeczaj, myślę, że Poncho ją rzucił dla Ciebie.- Mówiła Dul, a May zaćwierkała coś takiego jak "ułułuuu" 
- Dla mnie? Proszę Cię. Co z tobą jesteś chora czy co?-Na twarzy Any pojawił się rumieniec. Nagle Anahi zadzwonił telefon. Wzięła go do ręki. Wyrwała go Dul.
- Co ty robisz?  Oddaj mi komórkę! - Powiedziała Any. Dul uciekła do salonu. Any pobiegła za nią- Oddaj! Poczekaj! Nie!
- Słucham? A Michel co słychać? Jak się masz? ... Nie, nie, nie tu Dul. Any zostawiła telefon. ... Dobrze, dobrze, ale nie wiem po co chcesz wiedzieć co u niej? ... Myślę, że o Tobie zapomniała. - Any i May szalały. - Tak przekażę jej. Paaa
- Jesteś głupia?- Any
- Nie Any, jest dobrze, wiesz co? Musisz zapomnieć o swoich kochasiach.- Dul. Any znowu zadzwonił telefon.
- Aaaaa! Nie żartuj to Santos! Odbierz, proszę ja nie mogę!- Any rzuciła telefon Dul.
- Słucham? Co słychać Santos? Jak się masz? Nie, nie ma jej. Nie ma jej bo zapomniała komórki i dlatego odebrałam. ... Aha. ...Tak. Wiesz ma mało czasu. Zespół i te sprawy. Tak możemy się jutro spotkać żeby pogadać o lokalu. Będzie nasz? Bosko! ... Nie martw się Santos przesyłam buziaki. Paaa

  Następnego dnia wieczorem. Dziewczyny były już po spotkaniu z Santosem. Lokal był ich.
- Cześć Michel. Powiedzieli, że dzwoniłeś, ale nie miałam ze sobą telefonu. Chciałam Ci powiedzieć, że mamy już lokal. Przepraszam, że nie przyszłam, ale miałyśmy niezłe zamieszanie. ... Co? Jak możesz tak myśleć?!- Mówiła zdenerwowana Any do telefonu leżąc na łóżku. Do pokoju wszedł Poncho wąchając swoją koszulkę w paski, którą Any mu oddała z rana. - Oczywiście, że Cię kocham! . ... Nie mów tak! ... Dobra, wiesz co?! Mam Cię dosyć! Nigdy cię nie kochałam! Myślałam, że uda mi się Cię pokochać, ale ty jesteś jedynie przystojny, a nie posiadasz za grosz charakteru, jesteś nudny i głupi. I zrywam z tobą,, Ciaoo!
- Ciężki dzień?
- A weź nic nie gadaj. To skończony idiota.
- Ten Michel tak? Od początku widziałem, że to jakaś ciota z ładną buźką- Poncho. Any westchnęła. Poncho wskoczył na łóżko.
- Moja bluzka pachnie twoimi perfumami- Powiedział wąchając ją i leżąc na przeciwko Annie.
- Jutro ją wypiorę.
- Nie, nie, nie, jest dobrze, twoje perfumy ładnie pachną.
- To w czym problem?
- Pachną tak samo jak perfumy Valerii.
- O nieee... Za co... Wypiorę ją! - Any wstała z łóżka. Wzięła perfumy i wylała je do umywalki.- Przeklęte!

  W tym czasie w remontowanym mieszkaniu dziewczyn była May:
- Zaraz zwariuję, to niemożliwe, niemożliwe, nie mogę tak mieszkać! Co za ohyda!- May wariowała. Chodziła po salonie i rzucała folią.- Ten architekt powinien być bardziej odpowiedzialny...
- Cześć- Do mieszkania ktoś wszedł. May się wystraszyła i schowała za drabinę.- Był tu Poncho?- Spytał Maks (DJ z urodzin Sabriny) Maks wygląda tak (nie wiem czy wstawiałam już jego zdj xD):

- A to Ty. Nie, ale jeśli czegoś potrzebujesz ja tu jestem.- Powiedziała May wychodząc z zza drabiny.
- Jestem architektem. Poncho ci nie mówił?
- Nie nie mówił. Ile ty masz zawodów? DJ, architekt...Tak wgl to ile ty masz lat, że już jesteś architektem?
- Mam 21 lat, ale nie dziw się mój tata jest architektem, zaczynałem w wieku 16 lat w jego firmie.- Wyjaśnił.-To ci upadło? Karta zakochanych...- Powiedział podnosząc kartę z podłogi.
- Aj tak- May wzięła od niego kartę.- Lubisz tarota?
- Nie, ale moja mama sie zna i ja troszkę.
- Ahaa. Ja też troszkę ostatnio mamy takie tam małe problemy miłosne u nas i wiesz próbowałam skorzystać z okazji.
- Mhmm... To twoje mieszkanie Any i Dul tak?
- Tak. A kiedy będzie gotowe?
- Hmm trudno powiedzieć. Woda popsuła ściany i podłogę. Musimy wszystko wymieniać. Co najmniej jeszcze 3 tygodnie.
- Aż tyle?! O nie ja nie wytrzymam...- May zemdlała.
- May co sie stało?!- Maks zrobił May uciski i sztuczne oddychanie. May sie ocknęła.- Co jest, robisz mi to już 2 raz.- Powiedział Maks.
- Jejku przepraszam znów zemdlałam?
- Tak. Może jesteś chora?
- Nie nie sądzę. Po prostu ja nie wytrzymam dłużej mieszkania z chłopcami. Szczególnie z Chrisem!

________________________________________________

No i jak mówiłam, że niedługo dodam  :) Ale chyba jutro już nie dodam, bo wena mnie opuściła. No ale może w szkole mnie coś zainspiruje : *

45 rozdział "I nie mogę zostawić was."

  Poncho i Valeria poszli porozmawiać do pokoju Poncha.
- Co oni mówią?- Spytała Dul podsłuchując z May, Chrisem i Uckerem.
- Nic nie słyszę. Zamknijcie się myślę że teraz będzie mówił Poncho- May powiedziała do Chrisa i Uckera.
- Co powiedział? Zabije mnie?- Chris.
- Szzz...- Dul i May pokazały mu znak że ma siedzieć cicho.
- Poczekaj. Tłumaczą sobie coś- Dul. - "Nie możemy..." nic nie słyszę.
- Co się tu dzieje?- Do przedpokoju weszła Any z koszulką w ręce.
- Ćććci....
- Jak możecie ich podsłuchiwać, wynocha stąd!- Powiedziała Any wyganiając ich koszulką. - Nie bądźcie wścipscy...- Wszyscy poszli. Anahi obejrzała się na prawo i lewo, po czym nastawiła ucho pod drzwi. Po 3 sekundach drzwi otwarły się. Stał w nich Poncho. Any odwróciła się do niego plecami i zrobiła minę jakby weszła w pokrzywę. Zacisnęła zęby i zamknęła oczy. Po chwili obróciła się w stronę Poncha i zrobiła szeroki , nienaturalny uśmiech.
- Hej- Powiedziała przez zaciśnięte zęby. Złapała za klamkę i zamknęła przed nim drzwi.


- Co się stało? już wyszli?- Any wbiegła na balkon gdzie Chris "wieszał" pranie.
- Nie, poszli się kąpać.- Powiedział z ironią Chris.


- Ucker, Ucker!- May dobijała sie do pokoju.
- Co jest?
- Jest sprawa, chodzi o Dul!
- No to dawaj- Powiedział otwierając drzwi.
- Słuchaj ty wiesz jak ją zraniłeś?! Ona może wpaść w depresje!- May trzymając się za głowę chodziła po całym pokoju.
- Nie martw się, niedługo udowodnię, że to nie porozumienie z tymi zdjęciami.
- Co chcesz zrobić? Z resztą nie ważne, oby szybko!- Powiedziała i wyszła z jego pokoju.


- Nie chcieliśmy go zranić- Mówiła Any do Chrisa.


Tym czasem w kuchni:
- Ale to zrobiliśmy, to naturalne że nie chce o nas nic wiedzieć- May 'odpowiedziała na pytanie Any'
- Chris jest winny- Powiedziała Dul

Na balkonie:
- Obrzydliwe, Ci robotnicy mogliby się pośpieszyć- Mówiła Any wieszając bokserki któregoś z chłopaków. Chris jej je zabrał (chyba były jego xD) 
- To nie tragedia mieszkanie jest "w naprawie".

  Dul i Any weszły do pokoju May. Czarna siedziała po turecku przy świecach i coś nuciła jakby była wróżbitką czy coś typu "ouguuuaczemamatataaskemakaka" coś takiego xD 
Any zaśpiewała do rytmu:
- Maaayyyy co rooooooobisz?
- Znalazłam w internecie pewien przepis, pomyślałam, że spróbuję. Muszę wygonić z tego miejsca całą złą energię, bo kiedy Poncho wróci musi być czysto, żeby mógł tu wrócić.- May
- hej panienko, panienko! chcemy tylko żeby wrócił- Powiedziała Dul siadając obok May
- Musimy ci przeszkodzić- Any usiadła obok May.- jak go przeprosić za to, że nie powiedzieliśmy mu wcześniej o tym co się dzieje?- Spytała Any.  May cały czas nuciła tą swoją melodyjkę.
- May! May! Mam Cię dość!- Any wyszła z pokoju.

- Nie chcę o tym gadać już wam mówiłem!- Mówił Poncho do Chrisa.
- Ale to jest ważne ona dorobiła ci rogi z "gejem"!- Chris naciskał
- On jest gejem!
- Co?! Ale, że jak?- Chris nic nie kapował.  Zza ściany wyłowiła się Any z kijem bejsbolowym i zmierzała w stronę Chrisa.
- Nie, nie błagam Cię... Czemu wszyscy tak się na mnie uwzieliście, zrobiłem to co chcieliście! - Chris cofał się.
- Aaaaa! - Any pobiegła za Chrisem.

  Ucker, Any, Chris, May i Dul siedzieli na kanapie. Wkurzony Poncho mówił:
- Wkurzyło mnie to, że dowiedziałem się ostatni.- Mówił głośno jak by zaraz miał totalnie wybuchnąć.
- Poncho wybacz nam, czasami nie wiemy co robimy, baliśmy się, wybacz nam - Any
- Tak Chris chciał Ci powiedzieć - Ucker.
- Ja ci nie powiedziałam, bo nie mogłam- May.
- Tak Chris chciał Ci powiedzieć.- Ucker.
- Teraz wyjdzie, że wszystko to moja wina, mówiłem wam że miałem problem i nie wiedziałem jak mu powiedzieć.- Chris
- A ja ci powiedziałam że jeżeli tego nie zrobisz my mu to powiemy.- Anahi. A potem przez ok. minute piątka sie kłóciła. Poncho popatrzył na nich z politowaniem i wyszedł.
- Cisza!!! Gdzie jest Poncho?- Any
  Poncho siedział w kuchni i jadł płatki z mlekiem. Any i Dul wychylając się zza ściany:
- Poncho- Any- Poncho, możemy pogadać?
- Mogę zjeść w spokoju?- Poncho
- Nie. Musisz z nami pogadać, nie bądź na nas zły- Powiedziała blondynka. Any i Dul stanęły naprzeciwko Poncha.
- Poncho, Poncho popatrz na nas- Dul. Poncho wstał z krzesła.- Baliśmy się, że zostawisz nas i zespół.
- Nie mogę opuścić mieszkania, nie mogę zostawić zespołu i nie mogę zostawić was.- Poncho rozpłakał się, oczywiście tak jak mężczyzna. Wyszedł z kuchni. Any i Dul również się rozpłakały i przytuliły się.

_________________________________________________________________
Wiem ten rozdział troche powiewa nudą, no, ale  jakoś weny nie miałam kiedy go pisałam... Może następny dodam nawet dzisiaj lub jutro by się zrehabilitować xD

sobota, 15 grudnia 2012

44 rozdział "Nie możesz iść, nie możesz iść!"


  Poncho jednak nie uwierzył przyjaciołom. Sądził że powiedzieli to dlatego, że nie lubią Valerii. 
  Rano:
- Any Poncho wychodzi- Dul podbiegła do przyjaciółki
- Nie... Nie, nie- Any pobiegła do Poncha. Poncho miał na sobie z ok. 4 torby.
- Już idziesz, tak wcześnie?- Spytała podnosząc 5 torbę.
- Już- Powiedział.
- Jest niedziela i... nie wiem...- Drążyła Any ... Poncho wskazał ruchem głowy na fioletowo- szarą w paski koszulkę Any.
- Przepraszam, zobaczyłam ją w łazience i założyłam ją po tym jak sprzątałyśmy w łazience później ci ją oddam, jest fajna i dlatego... przepraszam.
- Nie szkodzi kupię sobie nową. Tylko dziwi mnie to, bo ty nie nosisz takich rzeczy.
- Są momenty kiedy zdajesz sobie sprawę, że coś o czym myślałeś, że Ci się nie podoba, jednak Ci się podoba. I że nie możesz bez niego żyć... Znaczy bez tego! chodzi o rzeczy...
- Więc zatrzymaj ją.
- Naprawdę nie chcesz żebym Ci ją oddała?
- Valeria mi ją dała, ale myślę że nie będzie jej to przeszkadzać.- Powiedział chłopak. Any zrobiła duże oczy.
- Wiesz co już mi się tak nie podoba, później Ci ją dam.- Powiedziała Any i poszła do siebie. Poncho obejrzał się za nią, po czym ruszył w stronę drzwi. Nagle Ucker popchnął Chrisa ( który był na rolkach) na Poncha. Obaj upadli na kanapę.
- Poncho Chris musi Ci coś powiedzieć!- Powiedziała Dul wbiegając z May i Uckerem.
- Tak!- Ucker.
- Ja?- Chris.  Poncho stękał z bólu leżąc plecami na oparciu od kanapy. Chris złapał go za ramiona i powiedział:
- Nie, nie możesz iść!- Wziął jego nogi i przewrócił na drugą stronę wraz z torbami.
- Auuuaaa...!
- Nie możesz iść, nie możesz iść!- Chris wskoczył na Poncha.
- Dlaczego?
- Bo Valeria dorabia ci rogi z Santosem!!!
- To nie możliwe...
- Ale to prawda!
- Nie!
- Tak!
- Nie! Santos jest gejem!
- Nie prawda!
- Znam go to gej! Po co rozpowiadasz plotki? - Do salonu weszła Valeria. - Sam to wymyśliłeś, nie kłam- Poncho podniósł się z podłogi.
- Poncho. To prawda.- Powiedziała wzruszając ramieniem Valeria. Poncho wytrzeszczył oczy.
- Co?!- Spytał 

_________________________________________________________________

Hej dzisiejszy krótki, ale wcześniejszy był długi nie możecie zaprzeczyć. :D 

czwartek, 6 grudnia 2012

Dulce Maria ma dzisiaj 27 urodziny, pamiętacie?!

http://www.youtube.com/watch?v=XX3YV058gSo&NR=1&feature=fvwp

Życzę jej wszystkiego co najlepsze, dużego szczęścia w życiu prywatnym oraz świetnych pomysłów na kolejne kawałki <3 I wiecznej urody :D


Wszystkiego co najlepsze dla mojej Dulci!! -
Od twojej Anysi <3



KOCHAM CIĘ!!

wtorek, 4 grudnia 2012

43 rozdział "On jest wolny, to nie jest normalne!"

- Dlaczego nie powiedziałeś nic Ponchowi?- Any i Ucker powoli szli w stronę Chrisa.- Do czego dążyłeś? Teraz to mówisz?
- Valeria powiedziała że powie mu o tym w odpowiednim momencie.
- Poncho jest dobrym człowiekiem, ale to będzie trudne do wybaczenia- Ucker
- Co chcesz żeby sie stało, mów, mów!- Any
- Chcesz żebyśmy milczeli po tym jak mu o tym nie powiedziałeś?- Ucker- On cię zabije i potnie na kawałeczki
- Właśnie! Musisz z nim pogadać w tej chwili.- Any
- Pomyśl o konsekwencjach!- Ucker.
- Jeżeli mu o tym powiem zapyta czemu wcześniej mu nie powiedziałem- Chris
- Co, chcesz żebyśmy mu mu to powiedzieli? Ty mu powiesz i on cię zabije, będziesz w kawałeczkach.- Ucker
- Musisz mu to powiedzieć teraz, nie zdajesz sobie z tego sprawy, musisz z nim pogadać, już!- Any
- Tak, porozmawiaj z nim- Ucker
- No dobrze jutro zaproszę go na obiad
- Nie jutro, dzisiaj!- Any
- Wydaje mi się, że jeżeli powiem mu jutro...
- Co?!- Any
- Dobrze, ale przysięgnijcie, że nie powiecie nic dziewczynom, proszę!
- Obecuję.- Ucker
- ... Ja oczywiście też, nic im nie powiem.- Any

- Co!? Nie mogę uwierzyć, że Chris nic mu jeszcze nie powiedział!- May
- Tak, Valeria cały czas go oszukiwała, a Poncho o niczym nie wiedział.- Any
- Cholerka, jaki zły plan dla Poncho...- Dul- Any teraz kiedy Poncho się dowie na pewno pośle ją do diabła, a ty możesz się za niego wziąć
- Jak możesz cieszyć się z niepowodzenia naszego brata!- Any- A jeśli jej wybaczy?
- Jasne, że nie- Dul.
- Jasne że nie- May

  Chris razem z Ponchem jest w mieszkaniu dziewczyn. Sprawdzają pracę robotników.
- Jasne, że jej wybaczę- Poncho.
- Na pewno?
- Tak, wiem że Valeria jest w porządku
- Nie wkurzasz się że nie powiedziałem ci wcześniej?
- Nie, ważne że teraz mi powiedziałeś.
- Prawda?
- Jeszcze jedna sprawa, dziewczyny o tym wiedzą?
- Nie
- Oby
- Wiesz jakie one są od razu by plotkowały. Dobrze, że teraz mi powiedziałeś, że miałeś terapię u Valerii. Pójdę zobaczyć im jak idzie w malowaniu, ok?
- Ok.
- Co mam zrobić, muszę powiedzieć mu prawdę, będzie żył z rogami, a to nie jest łatwe...- Chris zwrócił się do jednego z robotników.

- Spójrz Any, nie czuj się winna teraz Poncho będzie wolny- Mówiła Dul grając na playstation.
- Nie
- Dobrze, ale najważniejsze, że będzie wolny i nie będzie problemu. - Mówiła coraz mocniej naciskając na przyciski. -Umieraj!!!
- To właśnie jest problem. Ty nic nie rozumiesz! Będzie wolny!
- Umieraj przeklęty! Umieraj! Any wciąż widzisz problemy, jesteś szalona.
- Nie jestem, zrozum jedną rzecz, wszystko było dobrze, bo on miał narzeczoną, a ja miałam chłopaka.
- Dalej masz.
- Nie ważne. Teraz powinnam być spokojna, ale w tym wypadku moja głowa nie potrafi być spokojna, bo on jest wolny, to nie jest normalne!
- To dobrze. Umieraj!- Na ekranie pokazała sie krew.
- Ajj... Co to jest?
- Hehe.

- Nie powiesz nic Valerii?- Spytał Chris Poncha nadzorującego pracę malarza.
- Nie
- Ale dlaczego? Ona cię okłamuje.
- Bo ona mnie nie okłamała ponieważ jej o to nie pytałem.
- Nie pytałeś, ale cię okłamała!
- Okej Chris barodzo kocham Valerię ona jest miłością mojego życia i jest osobą  z którą chce mieć dzieci.
- Ale czy to nie za szybko?
- Słuchaj kochamy się i dlatego chcemy mieszkać razem- Poncho poszedł.

- Ludzie!- May przyszykowała obiado-kolację [była 16 godzina ;) ] - Jedzenie!- Przybiegli Ucker i Dul.- Witamy mam nadzieję że spodoba wam się posiłek.- Mówiła May w ubraniu kucharza.- Ponieważ dziś jest specjalny dzień powiem wam gdzie usiąść ok?- W tym czasie przybiegła Any- Any chodź, ty pierwsza, tutaj, siadaj.- May odsunęła jej główne krzesło. Any usiadła.
- Dul,Ty tutaj, proszę.- May odsunęła krzesło przy Any po jej lewej stronie.
- Dziękuję szefie.- Dul usiadła.
- Ucker, Ty usiądziesz tutaj, proszę, dziękuję- May wskazała na miejsce na przeciwko Any. Ucker usiadł.
- Mam nadzieję, że wam będzie smakować.- May usiadła przy Dul.
- Mmmm... Mam lepszy pomysł, Ucker zamieńmy się miejscami, chodź tutaj.- Powiedziała May. Ucker posłuchał. Dul rzuciła mu krzywe spojrzenie. - Smacznego mam nadzieję, ze będzie wam smakować. - Przyszli Poncho i Chris- Cześć jak dobrze, że przyszliście, Chris siadaj to twoje miejsce- May wskazała na miejsce na którym przed chwilą siedziała. Chris usiadł.
- Jak dobrze, bo jestem głodny...- Poncho.
- Najpierw muszę powiedzieć Ci coś ważnego , poczekajcie chwilę, Poncho chodź tutaj- May złapała go za rękę i zaprowadziła do kuchni.
- Powiedziałeś mu?- Any spytała szeptem Chrisa.
- Nie, jest tak zdenerwowany tym, że zamieszka z Valerią, że nie mogłem mu powiedzieć.
- Później będzie gorzej!- Ucker
- On nie może z nią tak żyć- Dul
- Albo ty mu powiesz, albo Dul- Any
- Dlaczego ja? Niech mu powie May albo ktoś inny.
- O czym mówisz?- Poncho
- Chris chce ci coś powiedzieć- Dul
- Ja?- Chris
- Tak on chce ci coś powiedzieć- Any
- Co?- Poncho
- ... y... Valeria Cię zdradza- Wydusił Chris.
- Naprawdę?- Poncho. Wszyscy mieli miny jakby chcieli powiedzieć "Niestety Poncho to prawda..." - Jeżeli tak przykro mi- Poncho wziął tacę z jedzeniem i zaniósł do swojego pokoju.
Powered By Blogger